Przeżywamy haniebny moment historii naszej, o którym ze wstydem myśli każdy prawdziwy żołnierz — rokosz wojskowy. Do Was się zwracam, dowódcy wszystkich stopni, oficerowie i podoficerowie, do Waszego sumienia i honoru żołnierskiego. Często bezpośrednią przyczyną znalezienia się Was w szeregach buntowników był odruch ślepego posłuszeństwa rozkazom swej bezpośredniej władzy przełożonej, zwłaszcza że te rozkazy często ukrywały cel właściwy ruchów — bunt.
Jest wypadek, gdy wojskowy powinien według przepisów rozkazu nie wykonać, albowiem rozkaz ten godzi w prawo i honor Ojczyzny, czyli gwałci przysięgę. Pamiętajcie, że przed ciężką odpowiedzialnością osobistą ciąży na Was krew niewinna żołnierzy naszych. Niech te rozważania będą Wam bodźcem, by jedynie szlachetną, godną sumienia, acz spóźnioną decyzję powziąć. Nie dajcie się omamić wpływom osobistym, a często terrorowi, wróćcie pod rozkazy Pana Prezydenta Rzeczpospolitej, Najwyższego Zwierzchnika sił zbrojnych Państwa. Tym czynem naprawicie choć częściowo winy Wasze i zmniejszycie ciężką krzywdę Ojczyźnie wyrządzoną.
Warszawa, 13 maja
Juliusz Malczewski, Rozkaz z 13 maja 1926, [w:] Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Od godziny 13.00 nastał okres największego napięcia nerwów w Belwederze. Losy Belwederu stały na jednej karcie. Sprawa stała tak, że o ile gen. [Michał] Żymirski z posiłkami nadejdzie, to będzie dobrze, jeżeli nie nadejdzie, to będzie źle. [...]
Walki przeniosły się w bezpośredni obręb Belwederu. Sytuacja wymagała nowej i prędkiej decyzji. Pan prezydent [...] dał rozkaz, aby oficerowie obsadzili okna pałacu. Było to dla nas znakiem, że prezydent jest zdecydowany bronić Belwederu do ostatka. [...]
Płk Anders, dowiedziawszy się o rozkazie prezydenta o pozostaniu w Belwederze, pobiegł na górę i zaczął jeszcze raz wymownie przekonywać, że się potrafimy na Wilanów przedostać. Przybyłem dopiero pod koniec tej sceny i słyszałem jeszcze, jak płk Anders mówił, że się wprawdzie nieprzyjacielowi na rozkaz poddać można, ale nigdy buntownikom i że żołnierzowi nie pozostaje w tym wypadku nic innego, jak umrzeć. Na to prezydent powrócił do pierwszej koncepcji i dał rozkaz do wycofania się na Wilanów. [...]
Teraz nastąpiła scena wysoce dramatyczna. Zeszliśmy do westybulu, ministrowie stali na schodach, a my na dole. Nastrój był bardzo podniosły. Wyniesiono Sztandar Państwa. Generał Malczewski kazał nam podnieść rękę do przysięgi i przysiąc, że o ile przyjdzie do przebijania się na Wilanów, to prędzej polegniemy, ale Sztandaru Państwa i osoby Prezydenta Rzeczpospolitej w ręce buntowników nie wydamy. Potem zaintonował Rotę Konopnickiej. Odsłoniliśmy głowy. Po odśpiewaniu Roty, gen. Suszyński rozdał nam karabiny, a gen. Malczewski dał rozkaz, by wszyscy oficerowie znajdujący się w Belwederze tworzyli bezpośrednią osłonę Sztandaru Rzeczpospolitej i pana prezydenta. Płk Anders dał hasło do zbiórki na tylnim tarasie pałacu. Pan prezydent zszedł, stanął koło sztandaru i, krocząc na czele naszej grupy oficerskiej, rozpoczął marsz na Wilanów.
Warszawa, 14 maja
Stanisław Haller, Wypadki warszawskie do 12 do 15 maja 1926 r., Kraków 1926, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.